81. rocznica Akcji "Wilanów"
W momencie wybuchu II wojny światowej mniejszość niemiecka stanowiła
około 2 procent ludności Polski. Część osób swe niemieckie korzenie
„odkryła” dopiero po wkroczeniu oddziałów Wehrmachtu. Reichsdeutsche i
volksdeutsche w wielu przypadkach współdziałali z organami
bezpieczeństwa III Rzeszy, przyczyniając się do prześladowań oraz
śmierci dużej grupy Polaków. AK nie pozostawała dłużna najbardziej
gorliwym współpracownikom okupanta. 26 września 1943 r. oddziały Kedywu
KG AK wykonały jedną z największych akcji skierowanych przeciwko
volksdeutschom, znaną pod kryptonimem akcja „Wilanów”.
Wrześniowa akcja była następstwem wydarzeń z wiosny 1943 r. 11 kwietnia w
okolicy Kępy Zawadowskiej koło Wilanowa odbywało się konspiracyjne
szkolenie żołnierzy 7 Pułku Piechoty Legionów AK „Garłuch”. Niestety, na
skutek donosu dziewięciu akowców zostało aresztowanych i trafiło do
obozu Auschwitz. Wkrótce okazało się, że wydali ich volksdeutsche oraz
polscy renegaci mieszkający w pobliskiej Kępie Latoszkowej. 12 maja
niemal w tym samym miejscu, podczas ćwiczeń Batalionu „Baszta”
(późniejszy Pułk „Baszta”), ci sami ludzie przyczynili się do śmierci
czterech konspiratorów. Jak wspominał świadek wydarzeń Bolesław Zgiek: August Borau [jeden z volksdeutschów – W.K.]
zaczął gonić z dubeltówką oddalających się cywilów. Kiedy dopadł
jednego z nich i strzelił do niego z dubeltówki w pierś z bliskiej
odległości, tak że żołnierz zginął na miejscu. Trzech akowców
schwytano, a po przybyciu żandarmerii i gestapo zamordowano strzałem w
tył głowy. Dzięki pomocy polskich mieszkańców wioski trzech dalszych
członków oddziału ocalało w ukryciu i dotarło do Warszawy.
2. Kpt. Jan Kajus Andrzejewski "Jan" |
Kiedy w dowództwie AK przeanalizowano oba zdarzenia, Oddział
Dyspozycyjny Kedywu KG AK „Sztuka 90” (dawny „Motor 30”) otrzymał rozkaz
wykonania 26 września akcji odwetowej w Kępie Latoszkowej oraz działań
odciągających w Wilanowie. Początkowo planowano, że represje w Kępie
Latoszkowej przeprowadzi Batalion „Zośka”. Jednak ze względu na niechęć
harcerzy do wykonywania akcji tego typu powierzono zadanie oddziałowi
„Osjan”, dowodzonemu przez kpt. Jana Kajusa Andrzejewskiego „Jana”. Jego
wzmocnienie miało stanowić kilku żołnierzy z oddziału por. Romana
Kiźnego „Poli”.
Po zmianie decyzji „Zośkowcy” oraz kilku żołnierzy z wydzielonego z
„Zośki” oddziału „Agat” (późniejszy „Parasol”) zostali skierowani do
wykonania działań odciągających. Jak wspominał jeden z żołnierzy, Witold
Sikorski „Boruta”: Zespoły „Zośki” (to były wybrane zespoły, nie
wszyscy w tym uczestniczyli) miały zdobyć Wilanów, w którym mieściła się
policja niemiecka, policja polska, posterunek żandarmerii, lotnicy w
pałacu, dość dużo. W sumie było kilka punktów, „sztrajfy” [posterunek drogowy – W.K.] niemieckie
były wokół Wilanowa. Naszym zadaniem było zdobyć to wszystko, żeby
potem koledzy w tej Kępie Latoszkowej oddalonej od Wilanowa dwa, trzy
kilometry, mogli spokojnie załatwić robotę.
W tej część akcji miało uczestniczyć 96 żołnierzy podziemia pod
dowództwem pchor. Władysława Cieplaka „Giewonta”, który na przygotowanie
planu uderzenia miał zaledwie cztery dni. Mimo tak krótkiego czasu jego
podkomendni we współpracy z wilanowskimi konspiratorami zdołali
przeprowadzić rozpoznanie. Na podstawie zebranego materiału „Giewont”
sporządził szczegółowy plan uderzenia. Miejscem koncentracji przed akcją
był cmentarz wilanowski. Poszczególne grupy docierały tam różnymi
środkami transportu między godz. 20.00 a 21.00. Stawił się także patrol
sanitarny z dr. Zygmuntem Kujawskim „Bromem” na czele. Na miejscu
Cieplak przyjmował meldunki od dowódców sekcji oraz przekazywał ostatnie
wskazówki.
Akcja rozpoczęła się około godz. 22.00. Pierwsi z cmentarza wyruszyli
żołnierze pod dowództwem pchor. Jana Kopałki „Antka z Woli”, których
zadaniem było opanowanie koszar lotników niemieckich znajdujących się w
kordegardzie pałacu wilanowskiego. Szykująca się do ataku grupa została
niespodziewanie ostrzelana z pistoletu maszynowego oraz dwóch karabinów.
W relacji Jana Wiśniewskiego „Strzegonia” czytamy: Gdy byliśmy już
niedaleko bramy, teren został oświetlony racą oświetlającą przez
Niemców, a następnie ostrzelano nas. Zaskoczyło to nas, gdyż nie
doszliśmy jeszcze do fosy biegnącej wzdłuż muru. (…) Rzuciłem filipinkę w
kierunku wartownika, który po wybuchu przypuszczalnie uciekł. Po
rzuceniu kilku jeszcze granatów żołnierze wdarli się do środka. Budynek
był jednak pusty. Jak się później okazało, kilku lotników było w tym
czasie poza koszarami, a dwóch, którzy znajdowali się w środku obiektu,
zdołało zbiec.
4. Pchor. Władysław Cieplak "Giewont" |
Zaraz po pierwszej grupie do działania ruszyli ludzie Andrzeja
Romockiego „Andrzeja Morro”, którzy mieli zlikwidować posterunek
drogowy, tzw. streifę, na szosie powsińskiej. Także tutaj odpadł moment
zaskoczenia. Dość długo trwała wymiana strzałów z żandarmami. Biorący
udział w uderzeniu Stanisław Jastrzębski „Kopeć” wspominał: Ta
przedłużająca się strzelanina nie dawała żadnych rezultatów, a na domiar
złego dwóch naszych kolegów zostało rannych. Wówczas „Andrzej Morro”
wysłał dwóch ludzi, którzy obeszli pozycje nieprzyjacielskie od tyłu i
rzucili w kierunku żandarmów butelki zapalające. Efekt był
natychmiastowy.
Przy zdobywaniu posterunku żandarmerii i policji granatowej scenariusz
wyglądał dość podobnie. Atakujący zostali ostrzelani przez
zaalarmowanych funkcjonariuszy. O ile siedzibę policji dość szybko
opanowano, terroryzując „granatowych”, o tyle walka z ulokowanymi po
sąsiedzku żandarmami była o wiele trudniejsza. Jednak ogień grupy
Eugeniusza Koechera „Kołczana”, wsparty granatami, dał w końcu
oczekiwany efekt. Dowódca w meldunku zanotował: Wewnątrz wszystko
zdemolowane, prycze się palą, jest pełno dymu, widzę rozrzucone hełmy,
mundury i trupy żandarmów jako bezkształtną masę.
Podczas gdy „Zośka” walczyła w Wilanowie, żołnierze z oddziału „Osjan” i
ludzie „Poli” wykonywali wyroki w Kępie Latoszkowej. W tej części akcji
brało udział około 50 żołnierzy podzielonych na sześć kilkuosobowych
grup, które miały za zadanie likwidację wskazanych osób oraz podpalenie
zabudowań. Reszta żołnierzy została wyznaczona do ubezpieczania dróg.
Jedną z sekcji likwidacyjnych dowodził pchor. Kazimierz Sheyball
„Antek”. Przyszło mu wykonać wyrok na volksdeutschce Emmie Krahn, która
przyczyniła się do aresztowania żołnierzy „Baszty”. W spisanych po
wojnie wspomnieniach wskazywał: Po sprawdzeniu tożsamości kobiety
odczytałem jej wyrok. „Boże, powiedziała po polsku, teraz to ja
żałuję!”. Padło kilka strzałów: wyrok został wykonany. Weszliśmy do
chałupy, pozsuwaliśmy meble na środek i polaliśmy je benzyną. Następnie z
zewnątrz przez okno wrzuciliśmy paczkę termitu. Chałupa natychmiast
stanęła w płomieniach. Po wystrzelaniu żywego inwentarza podpaliliśmy
oborę i stodołę.
Według sprawozdania żandarmerii zlikwidowano pięcioro volksdeutschów:
Karla Borau, Augusta Borau, Ritę Borau, Emmę Krahn, Paulinę Jobs oraz
dowódcę miejscowej formacji policji pomocniczej Sonderdienst, Fryderyka
Borau. Oprócz tego wykonano wyrok na czterech Polakach, którzy
uczestniczyli w wyłapywaniu żołnierzy podziemia.
Przywołując akcję Wilanów, należy zwrócić uwagę na jej oddźwięk
propagandowy. Polska ludność otrzymała kolejny dowód na to, jaką siłą
dysponuje AK, a członkowie niemieckiej listy narodowościowej dosadne
ostrzeżenie przed działaniem na szkodę narodu polskiego. Znalazło to
potwierdzenie w jednym z raportów dr. Ludwiga Fischera, w którym
czytamy: Uczucie zagrożenia ogarnęło przede wszystkim część osiedli
Volksdeutschów. Zrozumiałe jest to, gdyż w okresie sprawozdawczym
wielokrotnie urządzano napady na osiedla Volksdeutschów, z których
należy zwłaszcza wymienić napad na wieś Volksdeutschów Kępa w gminie
Wilanów, podczas którego dość duża banda zamordowała kilku
Volksdeutschów z politycznych powodów.
Trzeba przyznać, że akcja nie była zbyt mile wspominana również przez
stronę polską. Po pierwsze, wynikało to z dużych strat własnych: pięciu
zabitych oraz siedmiu rannych żołnierzy. Dodatkowo trudno było harcerzom
zaakceptować fakt, że jej głównym celem był odwet na niemieckiej
ludności. Jak wspominała matka braci Romockich Jadwiga: „Wilanów”
wywarł wielkie wrażenie na chłopcach. Jasiek Romocki nie mógł się
zupełnie uspokoić. Wciąż „wałkowano” akcję, szukano błędów. (…) Gdy
zarzucano Andrzejowi, że unika akcji, mówił: „Kto przeżył Wilanów, ten
nie rwie się do akcji”.
_______________________________________________
Tekst na podstawie: Wojciech Königsberg, AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej, Kraków 2022.
Źródła ilustracji:
1 - Narodowe Archiwum Cyfrowe, Wydawnictwo Prasowe Kraków-Warszawa, sygn. 2-8943, https://audiovis.nac.gov.pl, dostęp: 25 IX 2024 r.
2 - Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2495049, dostęp: 25 IX 2024 r.
3 - Biblioteka Narodowa, sygn. ZZK S-1 810 A, https://polona.pl, dostęp: 25 IX 2024 r.
4 - Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2821071, dostęp: 25 IX 2024 r.
5 - Biblioteka Jagiellońska, sygn. 414401 V, https://polona.pl, dostęp: 25 IX 2024 r.
6, 7 - Fot. Wojciech Königsberg.
Komentarze
Prześlij komentarz