Akcja "Góral" - Armia Krajowa zdobywa ponad 100 milionów złotych
Wiosną 1942 r. KG AK borykała się z poważnymi problemami finansowymi. Ze względu na krótkie noce skończył się okres zrzutowy, a co za tym idzie – dopływ gotówki na prowadzenie walki z okupantem. W trakcie spotkania gen. Stefana Roweckiego „Grota” z mjr. Emilem Kumorem „Krzysiem”, kierującym Wydziałem Inwestycji i Zakupów w Biurze Finansów i Kontroli KG, padł pomysł sięgnięcia po pieniądze nadzorowanego przez Niemców warszawskiego oddziału Banku Emisyjnego. W wydanej po wojnie książce Kumor tak zrelacjonował przebieg rozmowy z Roweckim: Jeśli kasa Komendy Głównej jest pusta, czy też jej zasoby są na wykończeniu, uważam, że zasilenie jej będzie obowiązkiem Niemców. Należy po prostu uzyskać te pieniądze z Banku Emisyjnego. Na pytanie, jak sobie to wyobrażam, oświadczyłem, że naturalnie Niemcy dobrowolnie nie dadzą nam pieniędzy na prowadzenie z nimi walki – trzeba będzie im te pieniądze zabrać.
2. Por. Jerzy Kleczkowski "Jurek" |
Przygotowania trwały około 14 miesięcy. W tym czasie sporo się wydarzyło. Na początku 1943 r. oddział „Osa” został włączony w struktury Kedywu, gdzie funkcjonował pod kryptonimem „Kosa 30”. 5 czerwca, podczas ślubu jednego z członków oddziału, gestapo aresztowało około 25 żołnierzy. Pod koniec miesiąca w ręce niemieckie wpadł także gen. „Grot”. Następca Roweckiego gen. Tadeusz Komorowski „Bór” mimo wszystko nakazał kontynuowanie prac. Do akcji został włączony oddział por. Romana Kiźnego „Poli” wchodzący w skład kedywowskiego „Motoru 30”.
Pod koniec lipca 1943 r. wszystko było gotowe. Na początku sierpnia „Michał II” przekazał informację o dużym transporcie pieniędzy, który miał odjechać z banku 5 sierpnia. Zespół bojowy został postawiony w stan gotowości. W skład grupy uderzeniowej miało wejść 20 żołnierzy ocalałych z „Kosy 30” oraz ludzie „Poli”. Do ubezpieczenia wyznaczono kilka patroli z GS pod dowództwem pchor. Sławomira Bittnera „Maćka”. Akcja zakończyła się jednak niepowodzeniem. Żołnierze, którzy mieli strzałami z broni maszynowej rozpocząć uderzenie w wyniku nieporozumienia, nie stawili się na miejsce. Jedna z uczestniczek nieudanej akcji Urszula Katarzyńska „Ula” po latach wspominała: Byliśmy gotowi i wszystko było gotowe. Byłam łączniczką. Spacerowałam po Senatorskiej, później dawałam znak, żeby szedł jeden z naszych i przecinał kable telefoniczne. Pomimo przeciętych kabli telefonicznych Niemcy nie zorientowali się, że to było przygotowanie. Później chyba jechali za tydzień tą samą trasą. Wtedy akcja doszła do skutku. Niestety wtedy zachorowałam i miałam gorączkę, nie mogłam brać udziału. Miałam satysfakcję, że chociaż pierwszy raz byłam.
Po jakimś czasie okazało się, że konwój przewoził 50 milionów złotych. Mimo niepowodzenia był to świetny sprawdzian współdziałania poszczególnych osób oraz okazja do wprowadzenia poprawek w planie akcji, m.in. dowództwo akcji przekazano Kiźnemu. Kleczkowski został jego zastępcą. Jednak jak można przeczytać w jednym ze sprawozdań kontrwywiadowczych sporządzonych w późniejszym czasie: Formalnym dowódcą nad ludźmi był Pola, faktycznym jednak Jan-Bogusław [Kleczkowski – W.K.], który całą akcję przygotowywał.
12 sierpnia sytuacja wyglądała już zgoła inaczej. Po informacji o kolejnym dużym transporcie żołnierze ponownie zajęli wyznaczone pozycje. Telefoniczne potwierdzenie, że transport opuścił bank, uruchomiło łączniczki, które zaalarmowały konspiratorów oczekujących w miejscu planowanej zasadzki. Kilku akowców ustawiło fałszywe znaki, zabraniające skrętu w ul. Miodową i kierujące ruch w ul. Senatorską. Samochody pojawiły się o godz. 11.17. Pierwsza jechała ciężarówka ZOM, w której znajdowały się worki z pieniędzmi, za nią w pewnej odległości osobówka z ochroną. Po kilkudziesięciu metrach auta zjechały na lewą stronę jezdni, próbując wyminąć ciężarowego forda, tzw. „kitajca”, ustawionego przez grupę uderzeniową. W tym momencie zza samochodu wyjechał ręczny wózek ze stertą skrzyń pchany przez pchor. Zbigniewa Skoworotko „Jarkę” i zablokował przejazd.
Pozostałe grupy zlikwidowały ochronę
w samochodzie osobowym. Po niespełna trzech minutach od rozpoczęcia
akcji zdobyczna ciężarówka, kierowana przez szofera „kitajca” sierż.
Stanisława Matycha „Milę”, odjechała w kierunku ul. Na miejscu w
gospodarstwie ogrodniczym Bronisława Ruchowskiego „Bratka” łup został
wrzucony do dziury w ziemi i przysypany ziemniaczanymi łęcinami. Po
kilku godzinach worki zostały przeniesione do szklarni, a następnego
dnia przewiezione na ul. Śliską, gdzie przejął je „Krzyś”.
W wyniku akcji „Góral”, której nazwa została zaczerpnięta od wizerunku
górala widniejącego na banknocie 500-złotowym, przeważającym w workach,
zdobyto 98,5 miliona złotych (tzw. młynarek) w banknotach po 500 i 100
złotych, 1,75 miliona marek niemieckich oraz 0,75 miliona ostmarek. Po
przeliczeniu całości na złotówki dawało to kwotę około 110 milionów, za
co na czarnym rynku można było dostać 1,2 miliona dolarów. Mówiąc o
zdobyczy, należy wspomnieć, że Emil Kumor zaraz po przejęciu worków z
pieniędzmi zgłosił brak 1,5 miliona złotych. Podczas śledztwa sądu
podziemnego zastanawiano się, na jakiej podstawie doszedł do takiego
wniosku, skoro według jego zeznań dopiero 28 sierpnia otrzymał od
„wtyczek” w banku informację o dokładnej kwocie pieniędzy
wyekspediowanych 12 sierpnia. W jednym z zachowanych wyjaśnień Kumor
wskazywał, że możliwe, że po prostu osoby przygotowujące transport w
banku nie dorzuciły brakującej kwoty do worków, co już wcześniej się
zdarzało. Śledztwo nie doprowadziło do wyjaśnienia sprawy i zostało
umorzone.
Na ul. Senatorskiej oraz podczas odskoku śmierć poniosło od sześciu
do dziewięciu Niemców kilku było rannych. Niestety zginęło także trzech
polskich pracowników banku: Tadeusz Buczek, ppor. rez. pil. Mieczysław
Wachniewski oraz Władysław Pyżanowski. Czterech dalszych odniosło rany.
Rannych było także dwóch akowców.
5. Obwieszczenie rozplakatowane przez władze okupacyjne |
Ze względu na śmierć polskich pracowników Niemcy byli przekonani, że był to pospolity napad bandycki. Dzięki temu obyło się bez odwetu na ludności cywilnej. Rozplakatowali jedynie obwieszczenie, w którym informowali m.in.: Za wykrycie tego zbrodniczego przestępstwa wyznaczył Bank Emisyjny kwotę 1 000 000 złotych jako nagrodę, którą w razie uzyskania zrabowanych pieniędzy podwyższa się do kwoty zł 5 000 000. Rozdziału tej nagrody dokona z wyłączeniem drogi prawnej Dyrektor Banku Emisyjnego w porozumieniu z Naczelnym Komendantem Policji i Służby Bezpieczeństwa w Krakowie.
Na odpowiedź ze strony AK nie trzeba było długo czekać. Wkrótce na plakatach zostały nalepione paski papieru z informacją: 10 milionów dajemy każdemu, kto wskaże następny taki transport.
6. Tablica pamiątkowa znajdująca się na kamienicy przy ul. Senatorskiej 3 w Warszawie |
Źródła ilustracji:
Komentarze
Prześlij komentarz