Akcja „N”. Wojna psychologiczna Armii Krajowej
1. Żołnierz niemiecki podczas lektury |
Za całokształt działań propagandowych ZWZ, a następnie AK odpowiadało Biuro Informacji i Propagandy (BIP), stanowiące Oddział VI KG. Z jednej strony służyło informowaniu polskiego społeczeństwa o walce oraz dbało o morale członków podziemia. Z drugiej prowadziło tzw. czarną propagandę, czyli wojnę psychologiczną wymierzoną w przedstawicieli okupanta. Ta część działalności BIP-u realizowana była w ramach utworzonego w grudniu 1940 r. referatu propagandy dywersyjnej w języku niemieckim o kryptonimie akcja „N”. Na jego czele stał por./kpt. Tadeusz Żenczykowski ps. „Kowalik” vel „Kania”. O wadze tego typu działalności świadczy fakt, że w październiku 1941 r. referat został rozbudowany w samodzielny podwydział.
Głównym zamierzeniem akcji „N” była walka psychologiczna z Niemcami
przebywającymi na obszarze okupowanej Polski oraz społeczeństwem III
Rzeszy. Realizowano to za pomocą ulotek, ogłoszeń oraz czasopism
wydawanych w języku niemieckim, pozorujących druki organizacji
antyhitlerowskich działających rzekomo w Reichu. W tej błyskotliwej
akcji wykorzystywano antagonizmy występujące pomiędzy przedstawicielami
armii niemieckiej, a działaczami partyjnymi oraz innymi grupami władzy.
Starano się również ukazywać zwykłym Niemcom, jak wielkim zagrożeniem
jest narodowy socjalizm oraz trwająca wojna. Żenczykowski podkreślał: Trzeba
było wykorzystywać nastroje żołnierzy, którzy walczyli coraz dalej od
kraju; podsycać ich oburzenie przeciwko partii hitlerowskiej i dowództwu
naczelnemu, lecz każdy z celów realizować w odmienny sposób. Należało
wykorzystać długotrwałą rozłąkę żołnierzy z rodzinami. Warto było też
akcentować, że ci, którzy walczą w Rosji, mają znacznie trudniejsze
warunki niż ich koledzy na froncie zachodnim.
W akcji „N” uczestniczyło szereg wybitnych znawców niemieckiej
literatury, historii, geografii oraz zagadnień życia codziennego.
Niezwykle ważną rolę spełniali znawcy języka niemieckiego. Dla
uwiarygodnienia publikacji nie zapominano nawet o języku gwarowym,
wplatanym w poszczególne teksty. Aby oddziaływanie propagandy było jak
największe, utworzono specjalny system przerzutu druków na teren III
Rzeszy. Bazy powstały we wszystkich większych miastach niemieckich,
m.in.: w Berlinie, Dortmundzie, Hamburgu, Hanowerze, Kassel, Monachium
oraz Brunszwiku. Na pozostałe tereny rozsyłane były pocztą.
3. Tadeusz Żenczykowski "Kowalik" |
Osoby zajmujące się przewożeniem publikacji prześcigały się w pomysłach
ich kolportażu. Rozkładanie w pociągach, na dworcach czy w publicznych
toaletach należało do codzienności. Zdarzało się jednak, że gazety i
ulotki docierały nawet do koszar Wehrmachtu oraz siedzib policji, a
czasami żołnierze znajdowali je we własnych plecakach. Jednym z
najlepszych kurierów przewożących trefny towar był późniejszy
cichociemny por./kpt. Zdzisław Jeziorański (Jan Nowak Jeziorański) ps.
„Jan Nowak”. Należy w tym miejscu podkreślić również wielkie poświęcenie
polskich kolejarzy, którzy mimo ogromnego zagrożenia przemycali druki
przez granice okupowanej Europy.
Pierwszą publikacją akcji „N” była ulotka wydana 5 lipca 1941 r. Jak
pisał o niej Komendant Główny ZWZ gen. Stefan Rowecki „Grot” w meldunku
do Naczelnego Wodza PSZ: Dnia 5.7. [1941 r. – W.K.] wydana została
drukiem gotyckim dwustronna ulotka w nakładzie 3 tysięcy egz., podpisana
przez Soldatenverband Freiheit der Ost-Front. Treść ulotki związana
była z rozpoczęciem wojny z Rosją. Celem jej było wywołanie wśród
żołnierzy niemieckich niechęci do przedłużającej się wojny,
przeświadczenia o beznadziejności kampanii sowieckiej i o nieuchronnej
klęsce Niemiec. Zwrócona była też przeciw partii hitlerowskiej oraz
inspirowała potrzebę powrotu żołnierzy do domu.
Wydawano również czasopisma o charakterze socjaldemokratycznym
skierowane do ludności niemieckiej. Pierwszym był „Der Hammer” ukazujący
beznadziejność sytuacji niemieckiej oraz podkreślający rosnącą potęgę
Anglii i USA. W późniejszym czasie pismo zostało przekształcone w „Der
Durchbruch”. Drukowano także szereg periodyków sygnowanych przez rzekome
organizacje niemieckiej opozycji wojskowej, jak „Der Soldat” oraz „Der
Frontkämpfer”. Bardzo dużą popularnością wśród żołnierzy niemieckich
cieszyło się satyryczne pismo „Der Klabautermann”, w którym wyśmiewano
niemiecką biurokrację, NSDAP oraz formacje policyjne. Wermachtowcy
gotowi byli za nie płacić po kilkadziesiąt marek. Główny ilustrator i
redaktor techniczny pisma Stanisław Smoleński wspominał: Satyryk miał
wdzięczne pole do popisu. I to z dwóch przyczyn: tematy pchały się same
pod pióro; a po drugie, nie występowały żadne wielostopniowe sita
redakcyjne, nikt nie badał kawałów pod mikroskopem i redaktora pisma
satyrycznego nie obowiązywały sztywne wytyczne.
W działaniach propagandowych „podkręcano” istniejące konflikty między
wojskiem a partią. Starano się także kreować wysokich rangą
przedstawicieli okupanta na przywódców ruchów antyhitlerowskich. Jako
jeden z pierwszych druków ukazała się rzekomo ulotka przebywającego na
Wyspach Brytyjskich Rudolfa Hessa, w której krytykował sytuację panującą
w kraju. Była na tyle skuteczna, że w Niemczech zaczęły powstawać grupy
popierające Hessa. W jednym z kolejnych pism przedstawiono
feldmarszałka Waltera von Reichenau jako przywódcę opozycji w szeregach
dowództwa Wehrmachtu. Zbiegło się to ze śmiercią feldmarszałka, co
niejako uwierzytelniło jego postawę przeciwnika Hitlera. Podobnie
działania prowadzono wykorzystując postaci innych feldmarszałków:
Mansteina, Bocka oraz samego Göringa.
Akcja „N” miała również na celu paraliżowanie systemu okupacyjnego
poprzez szereg działań sabotażowych. Przykładem może być rozlepianie
sfałszowanych zarządzeń okupacyjnych lub wysyłanie takowych pocztą.
Najbardziej bezczelnym przykładem było podrobione zarządzenie z lutego
1944 r. sygnowane przez SS-Obergruppenführera Wilhelma Koppego –
wyższego dowódcę SS i policji w GG. Nakazywało ono niemieckiej ludności
natychmiastową ewakuację do Rzeszy. Można sobie tylko wyobrazić, jak
duże zamieszanie spowodowało wśród nieświadomych pochodzenia tegoż druku
Niemców. Wściekłość władz okupacyjnych wywołało również zarządzenie
gubernatora dystryktu warszawskiego dr. Ludwiga Fischera przesłane do
fabryk, w którym wskazywał, że decyzją Hitlera 1 maja 1942 r. ma być
dniem wolnym od pracy, ale płatnym. Doprowadziło ono do wstrzymania
pracy w wielu niezwykle ważnych dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego
zakładach produkcyjnych.
AK starała się także zastraszać Niemców przebywających na terenach
polskich. W tym celu utworzono tzw. Komisję Terroru Moralnego, która
bazując na materiałach wywiadowczych dotyczących danych personalnych
volks- i reichsdeutschów, nękała ich listownie. Dość często w listach
znajdowały się fikcyjne zawiadomienia, że dana osoba za działalność
antypolską została skazana na karę. Tego typu praktyki określano mianem
„Akcji Sądowej”. Stan ciągłego zagrożenia starano się także utrzymywać
innymi metodami. Podczas operacji „Oktober” latem i jesienią 1943 r.
słowo to symbolizujące, że klęska niemiecka ma nastąpić właśnie w
październiku, było pisane na murach, drzwiach niemieckich domów,
przekazywane przez telefon oraz w wielu innych formach rozpropagowywane.
Warto także wspomnieć o akcji „Tse-tse” prowadzonej w dużej części
przez „Szare Szeregi”. Harcerze gipsowali dziurki od kluczy w drzwiach
niemieckich mieszkań i domów, rozpylano substancje o nieprzyjemnych
zapachach, nękano głuchymi telefonami, niszczono mienie niemieckich
mieszkańców oraz stosowano szereg innych form drobnego sabotażu.
Należy też pamiętać o akcji „Luftpost”, której celem było przekonanie
Niemców, że samoloty alianckie są w stanie bombardować obiekty
niemieckie na terenie GG i froncie wschodnim. W tym celu jednej nocy
rozrzucono w Warszawie szereg ulotek rzekomo angielskiej produkcji,
które groziły zbombardowaniem zakładów zbrojeniowych oraz wzywały naród
niemiecki do opamiętania. Realizacja zadania wyglądała dość zabawnie.
Jak wspominała Halina Auderska, jedna z redaktorek akcji „N”: Część
tych druków została umieszczona przez harcerzy na koronach drzew i na
krzewach Łazienek oraz innych parków, część zaś na dachach i podwórkach
domów w dzielnicy niemieckiej. Jednocześnie inna grupa harcerska
otrzymała jako zadanie obciążenie ulotkami baloników dziecięcych tak,
aby pozbywały się swego balastu częściowo, etapami, pozorując w ten
sposób duży zasięg rozrzutu.
Za największy, choć niezamierzony hołd złożony członkom akcji „N”, uznać
należy II Międzynarodową Konferencję Historii Europejskiego Ruchu
Oporu, która odbyła się w marcu 1961 r. w Mediolanie. Podczas spotkania
zachodni badacze prezentowali część akowskich druków jako publikacje
niemieckich organizacji antyhitlerowskich.
WSPÓŁCZESNE ŚLADY:
W 2016 r. Internetowe Muzeum Iławy (www.ilawasprzedlat.pl) rozpoczęło
akcję zbierania podpisów pod petycją w sprawie uhonorowania kurierów
akcji „N” tablicą pamiątkową umieszczoną na dworcu kolejowym w tymże
mieście. Iława podczas wojny była ważnym punktem przerzutu druków „N” na
teren III Rzeszy. Przebywał tam między innymi Zdzisław Jeziorański.
______________________
Na podstawie: Wojciech Königsberg, AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej, Kraków 2021.
Źródła ilustracji:
1 - https://digit.wdr.de/entries/121311, dostęp: 09.12.2021.
2, 6, 7 - https://polona.pl, dostęp: 09.12.2021.
3, 4 - Wojciech Königsberg, AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej, Kraków 2021.
5 - By nieznany - Jan Nowak-Jeziorański "Kurier z
Warszawy", Warszawa-Kraków 1989 ISBN 83-7006-102-8, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=542714, dostęp: 09.12.2021.
Komentarze
Prześlij komentarz